Gruzja Armenia KTW - Relacja
Jeśli przeszukujesz internet, wpisując frazy typu Gruzja wycieczki albo Gruzja wycieczki objazdowe to może okazać się że wyprawa do Gruzji i Armenii to ten typ wyjazdu. Wyprawa ma charakter poznawczy i polega na dotarciu do bardziej i mniej znanych zakątków Gruzji i Armenii oraz poznaniu ludzi i kultury obydwu krajów.
Wyprawa do Gruzji i Armenii to Kaukaz w Swanetii i regionie góry Kazbek, skalne miasta w Wardzi i Upliscyche, monastyry pustelników pośród stepów, wina Kachetii, początki chrześcijaństwa w Mcchecie, starożytne Kutaisi ze złotym runem, Tbilisi, Batumi, Adżaria z plażami oraz bujną roślinnością subtropików. Wycieczka do Gruzji, pomimo niewielkich rozmiarów tego kraju, pozwala nam poznać przyrodę zupełnie różnych stref klimatycznych: od zaśnieżonych szczytów Kaukazu po subtropikalne wybrzeże czy w końcu suche, pustynne regiony przy granicy z Azerbejdżanem.
Podczas kilkunastodniowego wyjazdu do Gruzji istnieje możliwość poznania gór Kaukazu i to w dwóch odsłonach. Docieramy do Kaukazu od strony zachodniej, który pod wpływem sąsiedztwa subtropikalnych regionów nadmorskich bujniej porasta wysokogórka roślinność oraz do Kaukazu części wschodniej, bardziej surowego z kolorowymi wąwozami i naciekami skalnymi. Najpierw podążamy dawną drogą wojenną do Stepantsminda, gdzie można zobaczyć najbardziej charakterystyczną dla wycieczki do Gruzji panoramę, świątynię Cminda Sameba na tle góry Kazbek. Trasę zaczynamy od twierdz i wież komunikacyjnych, przez które podążała informacja o ruchach wroga. Docieramy do usytuowanej nad rzeką Aragvi twierdzy Ananuri i dalej jedziemy do najwyżej położonego miejsca na drodze wojennej - Przełęczy Krzyżowej. Tu możemy odetchnąć pełną piersią i poczuć ogrom gór Kaukazu, wokół otaczają nas czerwone, skalne kolosy, a głęboko w dole lśni ledwie już widoczna rzeka Aragvi. Samo miejsce widokowe również wzbudza zainteresowanie, to konstrukcja z czasów radzieckich, monumentalna mozaika z symboliką gruzińską. No i dalej w głąb Kaukazu... natrafiamy na żółty naciek na górach wielkości budynku - to kosmiczny efekt minerałów, nie wygląda jak z przyrody ziemskiej. Jesteśmy najdalej na północy w tej części Kaukazu podczas naszych wakacji w Gruzji, kilka kilometrów od granicy z Rosją, stąd ruszamy do wodospadu Gweleti i już wkrótce czeka na nas miła ochłoda. Po relaksie z orzeźwiającym wodospadem możemy ruszyć do Cminda Sameba, pieszo albo dla leniuchów terenówkami. Średniowieczna świątynia na tle gór i ośnieżony Kazbek zachęcają do refleksji i okolicznych wędrówek. Niektórzy chcieli tam zostać i wpatrywać się bez końca w góry.
Po kaukaskich wrażeniach wycieczka do Gruzji dostarcza nam zupełnie innych emocji, udajemy się do Kachetii, krainy słynącej z wina, ze szczepów winnych charakterystycznych tylko dla tego kraju, poznajemy również gruzińską metodę produkcji trunków, odmienną od europejskich. I w końcu następuje degustacja najbardziej charakterystycznych dla Gruzji gatunków. Sączymy bursztynowe rkaciteli, rozmyślając o prastarym pochodzeniu szczepów oraz Gruzji jako kolebce uprawy winorośli i produkcji wina. To wszystko w romantycznym Signaghi, mieście artysty, malarza, prymitywisty Pirosmaniego, który bardzo często jako temat swoich dzieł wybierał potrawy i wino gruzińskie. Szutrową drogą podążamy na południe do granicy z Azerbejdżanem. Kierowcy manewrują po dziurach, przedzierając się przez step, wokół tylko pustkowia, w końcu przejeżdżamy przez wymarłą, opustoszałą wioskę Udabno za nią wydaje się, że nie ma już zupełnie nic, mimo to jedziemy dalej, w końcu przed nami pojawia się Dawid Garedża, wykuty w skale monastyr pustelników. Oglądamy kompleks, ale to nie wszystko, tu się zaczyna lokalna przygoda, za monastyrem prowadzi ścieżka w górę, ruszamy z nutką ekscytacji, gdyż nie jest to główny szlak odwiedzin tego miejsca. Wchodzimy na górkę, po drugiej stronie rozpościera się widok na bezkresne stepy Azerbejdżanu, jest to obszar przygraniczny, stąd można natknąć się na pograniczników, są zazwyczaj mili, czasami zgadzają się nawet na wspólne zdjęcie. A nad nami sępy, głęboki oddech, poczucie przestrzeni stepu i odludności tego miejsca. Wędrujemy dalej szlakiem, w skale po drugiej stronie góry pojawiają się średniowieczne pieczary pustelników z resztkami fresków. Dalej możemy napotkać różne płazy i gady, które gdy tylko nas dostrzegą nieruchomieją lub szybko uciekają. Wracamy do Tbilisi nasyceni spokojem stepu.
Wyprawa do Gruzji to przede wszystkim obcowanie z przyrodą, tym razem przed nami miasto, biorąc pod uwagę, że cały kraj zamieszkuje około 4 mln obywateli, około 2 mln mieszkańców Tbilisi, oznacza że połowa ludności osiadła w stolicy. Podekscytowani w myślach zadajemy sobie pytania - jakie miasto stworzyli ludzie gór i przestrzeni? Czy to kolejne pustkowie z szarej płyty, tak bardzo typowe dla krajów postsowieckich? Nasze obawy szybko rozwiewa kolorowy pejzaż starego miasta. Samo położenie Tbilisi może być atrakcyjne dla odwiedzających. Jest ono wciśnięte w głęboki kanion rzeki Mtkwari i wije się razem z nią pośród gór, jest usytuowane amfitetralnie, na różnych wysokościach, dzięki czemu z jednego miejsca mamy pełny obraz zabudowy niektórych części miasta. A jest co oglądać, Gruzini budowali, czerpiąc z wpływów perskich i tureckich, ale w duchu europejskim, frontem do odwiedzjacego, stare miasto to kolorowe budynki z ażurowymi balkonami i krużgankami. Jest też pomnik wesołych Gruzinów, do których chętnie dołączają weseli uczestnicy wyjazdu do Gruzji, naśladując kamienne postaci w różnych pozach. Z mostu nazywanego przez miejscowych 'Podpaską' widać całe amiteatralnie ułożone centrum, szczególnie dawną część arabską z łaźniami tyfliskimi, niegdyś najbardziej znanymi daleko poza granicami Gruzji, a także górującą nad miastem twierdzą Narikała oraz pamiątką z czasów radzieckich - monumentem Matki Gruzji. Kolejka linowa na to wzgórze jeździ do godziny 24.00, dlatego wielokrotnie podczas kilkudniowego pobytu w Tbilisi, po całodniowych wycieczkach po Gruzji, można skorzystać z możliwości obejrzenia panoramy miasta z góry. W nocy podświetlone stare miasto skłania wielu do zatrzymania się w tym miejscu dłużej.
Przed nami kolejna gruzińska wyprawa, tym razem do miasta, z którego pochodzi postać, o której Gruzini w większości wspominają raczej niechętnie, to Gori, miasto Stalina. Można tu zobaczyć jeden z niewielu na świecie, wystawiony publicznie pomnik Gruzina, który decydował o losach milionów. Znajduje się on przy skromnym domku z jego dzieciństwa oraz przy kontrowersyjnym miejscu jego pamięci. Lokalna przewodniczka zachowuje się powściagliwie, ale niekiedy wychodzi zachwyt nad osobowością człowieka, o którym opowiada. W mieście znajduje się również twierdza, osiedla uchodźców z Osetii oraz wymowny symbol bezradności - pomnik przedstawiający rycerzy gruzińskich pozbawionych różnych części ciała. Wkrótce za Gori zaczynają się wyłaniać wzgórza i pieczary skalnego miasta Upliscyche z podziemnym korytarzem i panoramą wijącej się rzeki Mtkwari. Na koniec Mccheta, majestatyczna świątynia z ogromną mozaiką Chrystusa, to miejsce święte dla Gruzinów, tu odbył się chrzest drugiego po Armenii państwa, które przyjęło chrześcijaństwo w pierwszej połowie IV wieku n. e., czyli w czasach nie tak odległych od nauczania apostołów Chrystusa. Nasyceni obrazami, po przymknięciu oczu przenosimy się do czasów początków chrześcijaństwa, w których Europa to w większości dzikie knieje zamieszkałe przez barbarzyńców, natomiast Gruzja i Armenia to starożytne krainy, w których pojawiają się świadkowie nauczania nowej religii, po czym z większym zrozumieniem podchodzimy do dumy Gruzinów z własnej historii.
Po przeżyciach związanych z poznawaniem obszaru dawnej starożytnej Iberii wyruszamy na wyprawę do Armenii. Poprzez góry docieramy do jeziora Sewan, które rozlało się się pośród wierzchołków całkowicie zajmując okoliczną przestrzeń, takie przynajmniej można odnieść wrażenie, stojąc na wzgórzu przy monastyrze Sewanawank i wypatrując kresów wodnej przestrzeni. Tu po raz pierwszy stykamy się z mistycznymi chaczkarami - symbolem Armenii, to płyty wotywne z krzyżami oraz inskrypcjami w języku ormiańskim. Poukładane przy surowej bryle monastyru robią wrażenie tajemnicy, która czeka na odkrycie. Z tego typu kompozycją spotkamy się jeszcze nie raz w Armenii. Nasyceni przestrzenią jeziora podążamy do Garni, lokalną drogą docieramy do wioski, pod którą rozpościera się kanion, na wysuniętym cyplu usytuowano w czasach starożytnych świątynię poświęconą bogu słońca. Ruszamy w głąb kanionu i już wkrótce ponad nami roztacza się potężna czapa skalna w kształcie muzycznych organów, które pną się w górę bez końca, raz po raz zadzieramy głowy, ale trudno objąć wzrokiem kolosa skalnego. Pod wieczór jesteśmy w Erewaniu, stolicy krainy gór i słońca.
Erewań to miasto, które imprezowiczom i hulakom od razu przypadnie do gustu. Wieczorny Erewań to tętniące życiem kawiarnie, knajpy, tawerny z sziszą, winem oraz koniakiem ormiańskim. Przy czym w Gruzji jest taniej niż w Polsce, ale w Armenii jeszcze taniej. Kilka dni w tym mieście, podobnie jak w Tbilisi daje możliwość poznania jego wieczornych uroków. Następnego dnia po wieczornych hulankach wybieramy się na wędrówkę po Erewaniu. Miasto, prawie w całości zostało wybudowane z różowego tufu wulkanicznego, zmieniającego kolor pod wpływem światła. Majestatyczna biblioteka starodruków ormiańskich z obszernymi, często bogato zdobionymi księgami sprzed setek lat skłania do refleksji nad kulturą Ormian, którzy dbali, aby ich tradycje przetrwały wszelkie zawieruchy historii. Kaskady z fantazyjnymi figurami, po wejściu po schodach widać Ararat - świętą górę Ormian, w zasięgu ręki tak blisko i tak daleko... w innym państwie.
Przed nami wyprawa na południe Armenii do położonych wśród gór moanstyrów Tatew i Norawank. Jedziemy wzdłuż granicy z Turcją, tuż pod samym Arartem aż do Nachiczewanu, azerskiego skrawka ziemi, wciśniętego pomiędzy Armenię i Turcję, dalej krajobraz zmienia się, to także górska kraina, ale góry wyglądają tu inaczej, są jakby bardziej opalone słońcem, żółte, brązowe, pomarańczowe i wpadające w róż. Docieramy do Skrzydeł Tatewu, to najdłuższa na świecie kolejka linowa, która prowadzi nas na górę, na skraju której usytuowany jest klasztor Tatew, surowy i ciemny skłania do mistycznych przeżyć. I jeszcze wyprawa do miejsca, z którego rozciąga się panorama okolicznych wzniesień, a także urwistego zbocza, ponad którym góruje monastyr. Aby dotrzeć do Norawanku, skręcamy w drogę otoczoną ścianami skalnymi, które bliżej monastyru nabierają ognistych pomarańczowych i wściekle czerownych barw. Pośród żywych kolorów otaczających nas gór dostrzegamy na wzgórzu przed nami klasztor, przed którym ułożone są misternie zdobione chaczkary. Wewnątrz świątyni i wokół daje się odczuć atmosfera oddalenia i osamotnienia trochę symbolicznie jak los Armenii, która jako pierwszy kraj przyjęła chrześcijaństwo, ale zawsze była otoczona światem muzułmańskim.
Kolejnym etapem wyjazdu do Armenii jest Eczmiadzyn, stolica apostolska kościoła ormiańskiego, po obejrzeniu katedry i zabudowy kompleksu, odpowiednika Watykanu, ruszamy w kierunku Gruzji. Przed nami strzegący drogi do Wardzi zamek Chertwisi i już wkrótce widzimy wysoką ścianę skalną pokrytą licznymi czarnymi dziurami, wygląda niczym prehistoryczny wielopiętrowiec, docieramy do skalnego miasta. Ponoć mogło ono pomieścić kilka tysięcy mieszkańców, którzy podczas licznych najazdów wraz z dworem królewskim znajdowali tu schronienie. Do Wardzi prowadziły tajemne tunele, których wyjścia znajdowały się w znacznym oddaleniu od miasta, do tej pory można pobłądzić w ciemnościach labiryntów skalnych. Po górskiej przygodzie udajemy się do Achalcyche. Relaksujemy się na dziedzińcu twierdzy Rabati spoglądając na podświetlone mury i wieże.
Mamy za sobą wycieczkę do wschodniej części Gruzji, historycznej Iberii, przed nami część zachodnia, starożytna Kolchida. Monastyr Gelati i pozostałości akademii, czasów świetności, odrodzenia gruzińskiego, kiedy to Europa tkwiła jeszcze w głębokim średniowieczu... Na każdym kroku odczuwa się tu, że wszystko było wcześniej niż u nas, chrześcijaństwo, średniowiecze, odrodzenie, a wiele monastyrów pochodzi nie z drugiego tylko z pierwszego tysiąclecia. W Kutaisi w środku miasta stoi fontanna nawiązująca do czasów mitycznej Kolchidy, do której Jazon wybrał się z Argonautami po złote runo. To właśnie Kutaisi, jedno z najstarszych miast na świecie, było jej stolicą.
Ponownie podczas tego wyjazdu do Gruzji wypuszczamy się w Kaukaz. Wyprawa w głąb Swanetii zaczyna się już po opuszczeniu Zugdidi, gdy pniemy się w górę dociarając w końcu do Mestii, po drodze spoglądając na piękność górską Kaukazu czyli dwuwierzchołkową Uszbę. Droga powstała niedawno, wcześniej trudno było się tu dostać. W Mestii oprócz majestatycznych kamiennych wież, wchodząc trochę wyżej rozpościera się panorama górska z zaśnieżonym szczytem Tetnuldi. Spotykamy Swanów i doświadczamy ich zwyczajów, wywodzących się czasami z wczesnego średniowiecza. W nocy warto się wybrać na most w centrum Mestii, z którego rozpościera się widok na podświetlone wieże obronne, pozostanie pewnie w głowie jako jedno ze wspomnień z wyjazdu do Gruzji, jednakże chodząc pomiędzy domostwami z kamienia o zmierzchu, trzeba uważać na leżące gdzieniegdzie krowy. Największy wybór produktów spożywczych nie jest w powszechnie dostępnych sklepach dla przyjezdnych, tylko w tych bardziej ukrytych, bazar z warzywami i owocami jest ukryty za metalową bramą, jakby od garażu, w małych okienkach można dostać świeży chleb nawet późnym wieczorem.
Droga do Uszguli to chyba trasa na koniec świata, z góry na dół pokonując kolejne przewyższenia dostajemy się do zamkniętych pośród gór krain, ludzie mówią, że trochę to straszne, ale i piękne. Jak miejscowi tu żyją? Tak stąd daleko wszędzie... I na koniec docieramy do Uszguli, najwyżej położonej miejscowości podczas wyprawy do Gruzji i Armenii. Kamienne miasta i wieże obronne pośród potężnych masywów górskich oraz znikomość śladów współczesności sprawiają, że w Uszguli można poczuć się jak w innych czasach, kiedy to caryca Tamara władała potęgą średniowecznej Gruzji. W największej wiosce jest wzniesienie, z którego rozciąga się panorama wszystkich trzech kamiennych osad. To nie koniec, po oswojeniu się ze średniowieczną scenerią ruszamy na wyprawę do lodowca najwyższej gruzińskiej góry - Szchary. W otoczeniu masywów górskich, pośród swobodnie pasących się koni wędrujemy do źródła rzeki Inguri. Po drodze zieleń łącząca się z bielą szczytów, kwiaty, krowy i gruzińscy pasterze, którzy chętnie zagadują przyjezdnych. Można jechać radziecką maszyną na pace, która wszędzie wjedzie, to dla leniuchów, gdyż trasa nie jest zbyt wymagająca. Gdy podeszliśmy do właściciela radzieckiej maszyny, powiedział, żeby za pół godziny wrócić, musi oporządzić pojazd. Trochę pogrzebał i gotowe, samochód na korbę, jeden siedzi za kierownicą, drugi zakręcił korbą i ruszyliśmy. Ponieważ grupa zajmowała całą pakę, ten, co kręcił korbą, umiejscowił się na przedniej masce samochodu i pojechali. Z paki widoki na góry, a maszyna wszystko, co na drodze, pokonuje - kamienie, błoto i rzekę. Na koniec docieramy do białego języka, z którego wylewa się rwąca Inguri. Wracamy do Mestii, jadąc nad przepastnym wąwozem, w dole którego dalej towarzyszy nam rzeka Inguri, tyle że tak głęboko pod nami, iż czasami trudno ją dostrzec z urwistych brzegów kanionu. Ta wyprawa to dla wielu najbardziej ekscytująca część wycieczki do Gruzji. Wracamy na posiłek do naszych gospodarzy i dzielimy się między sobą przeżyciami z kaukaskiej przygody.
A już za chwilę zupełnie inny świat, czyli subtropiki Adżarii, eukaliptusy, palmy, cytrusy, figowce, nawet bananowce. To wszystko czeka w regionie Batumi, miasta rozsławionego przez Filipinki, marzeniu ze świata minionej epoki, które obecnie może wydawać się jeszcze bardziej atrakcyjne, wyrastając na kurort tworzony z rozmachem przez lokalnych wizjonerów. Szklane budynki o często fantazyjnych kształtach, fontanna z czaczą, a także pomnik zakochanych tworzący ruchomy spektakl, wszystko jest oświetlone wieczorem, nawet palmy, rosnące wzdłuż nadmorskich bulwarów. I herbaciane pola... są, po latach zaniechań, odradzają się plantacje herbaty pośród bujnej, nadmorskiej, subtropikalnej zieleni, to kolejne oblicze wycieczki do Gruzji i Armenii. A co z morzem, plażami? Czarne magnetyczne piaski Ureki, rześkie, iglaste otoczenie Kobuleti, kamieniste plaże położone u podnóży gór w Gonio albo miejskie, piaszczyste plaże w Batumi. Szum morza, cytrusy i adżarskie chaczapuri czyli regeneracja. Po relaksie w Adżarii żegnamy Gruzji brzeg, jak śpiewają Filipinki, wracamy do domu i pozostają już tylko wspomnienia wesołych ludzi, odludnych miejsc, nienaruszonej, różnorodnej przyrody i wkrótce tęsknimy za wyprawą do Gruzji Armenii, chcąc przeżyć ją raz jeszcze. To co? Jedziemy?
Relacja nie jest programem tylko opowieścią z wyjazdu, która może jednak dać wyobrażenie o wyprawie do Gruzji i Armenii z Wytwórnią Wypraw.